Mój kretynizm dociera do mnie dopiero gdy rzucam torby na
podłogę w mieszkaniu Bartosza, które musiałam sama wnieść na górę, bo on, zbyt
zszokowany siedział w samochodzie paląc, chociaż tego nienawidził.
Boże, co ja zrobiłam? Zesłałam się do jaskini lwa, wplątałam
się w jakąś dziwną relację z tym kretynem, zostawiłam Ulkę, zaciążono przez
tego erotomana Winiarskiego, z którym na dodatek regularnie sypiałam.
Po pierwsze: nie panikować. Nie, nierealne. Jak ja mam nie
panikować, kiedy moje życie się pieprzy?
Po drugie: uciec stąd i wrócić do własnego pokoju, z
kojącymi, miętowo szarymi ścianami i wygodnym materacem. Nigdy. Przecież teraz
pałętał się tam biedny, porzucony przez żonę Michał, pewnie starający się
uspokoić swoją ciężarną kochankę. Jedną z wielu.
Po trzecie: zastanowić się nad jakimś rozsądnym wyjściem z
tej sytuacji. No i po co się okłamywać? Przecież nie mam jak tego naprawić,
choćbym bardzo chciała, naprawdę nie mogę zniszczyć nawet wymyślonego i
chwilowego szczęścia Ulki.
Trzask drzwi sprawia, że podskakuję jak jakieś spłoszone
zwierzę, potykając się o największą walizkę. Kurek bez słowa zbiera je i
wstawia do sterylnie czystego pokoju, gdzie zazwyczaj przyjmował gości w
postaci mamy lub pijanych kolegów.
-Śpisz po lewej stronie łóżka, gotujesz i wchodzę do
łazienki przed tobą, bo zanim się przyszykujesz, to ruski rok minie.- wzrusza
ramionami uśmiechając się lekko i kiwając głową, jakby niedowierzał.
-Naprawdę nie jesteś zły?
-Zły? Zostaniesz darmową gosposią domową, masz cycki, ogólnie
nieźle się prezentujesz, a po za tym lubię twój chaos i pierogi twojej mamy.-
roześmiał się, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie wystawił mnie za drzwi, nie zbeształ
i nie obraził się, jak to miał w zwyczaju gdy coś mu się naprawdę nie podobało.
Nie mogę spać, wiercę się, nasłuchuję każdego odgłosu, na
każde stuknięcie rury reaguję wzdrygnięciem, aż w końcu wychodzę do kuchni
zapalić. Ostre światło żarówki razi mnie, duszno i mi i ogólnie jakoś nieswojo,
aż zastanawiam się nad przeszukaniem kurkowych szafek aby znaleźć jakieś
tabletki nasenne. Nerwowo podskakuję, kiedy kładzie mi dłonie na ramiona i
owiewa mój kark słodkim oddechem.
-Bartuś, idź już spać. Jutro trening.- wykrzywia się; wiem,
że nienawidzi jak mu matkuję, ale czuję wyrzuty sumienia z powodu wejścia z
buciorami w jego życie, a teraz jeszcze nie będzie przeze mnie spał, biedny.
Tabletek mi nie daje, bo ponoć ,,nie warto chemią organizmu
faszerować’’, ale robi mleko z miodem i pozwala oprzeć głowę o swój bark.
Ma wahania humoru częściej niż baba w ciąży.
Mieszkanie z Kurkiem ma wiele wad, a mianowicie uwielbia śpiewać
pod prysznicem, wszędzie zostawia przepocone koszulki, gdy wchodzi do domu, w
Ameryce wiedzą że wrócił, bo tak trzaska drzwiami, że prawie przyprawia mnie o
zawał każdego dnia i uwielbia się przytulać po treningu, kiedy cuchnie i
przyklejam się do niego.
Nie odwiedzam Ulki, zmuszam ją do tego, żeby stała się
częstym gościem w kurkowym mieszkaniu. Oboje patrzymy z niepokojem na jej
rosnący brzuch, słuchamy opowieści o tym, jaki to Michał jest cudowny, jak o
nią dba, że polubiła Oliwera, a ta szmata Dagmara wydzwania do niej z
pogróżkami.
Nie czuję wewnętrznej potrzeby powiedzenia jej o tym, że za
każdym razem jak widzę Winiarskiego na mieście, to jest z inną laską,
przyklejoną do niego niczym taśmą.
Bartosz także twierdzi, że nie ma co jej niepokoić faktem, iż
na treningach wciąż się zastanawia, jak udobruchać Dagmarę, oraz tym, że w
czwartek byli na jakiejś romantycznej kolacji.
W ten sam czwartek, kiedy Dagmara pilnie musiała wyjechać
służbowo do Warszawy, a Michał, dobry tatuś opiekował się synkiem.
Leżę, nasłuchując obracania klucza w zamku, trzasku drzwi,
przekleństwa i próby dotarcia do łóżka; zachowuję się jak jakaś stara jędza, co
chwilę sprawdzając godzinę i w myślach wyzywając Kurka od idiotów, że nie daje
znaku życia. Nie jesteś jego matką Florentyno, ani nikim, kto miałby prawo go
kontrolować.
W końcu doczekałam trzaśnięcia drzwi i, jak mu się wydaje,
cichego kurwa. Uśmiecham się delikatnie i przymykam oczy, usiłując usnąć, lecz
uniemożliwia mi to dziwne ugięcie się materaca, ciepło drugiego ciała oraz odór
alkoholu przemieszany z wonią perfum.
-Kurek, co ty robisz? Zdurniałeś całkiem? Ja jutro idę
pakować w różowe reklamóweczki ciuszki twoim ulubionym paniom.- warczę,
usiłując zepchnąć go z łóżka, ale chyba odczuł to jako łaskotanie.
-A ja jutro będę umierał. A przed śmiercią chciałbym cię
pocałować.
Nawet telewizor sąsiadki prowadzącej nocny tryb życia
cichnie, wydaje mi się, że zamiera ruch na ulicy, nie słychać samochodów, nawet
wody cieknącej rurą nie słychać. Nie szczeka pies sąsiada, dziecko z góry nie
płacze, a mój przyspieszony oddech słychać za granicą.
-Jesteś pijany, idź spać.- dukam wreszcie, ale jemu to ani w
głowie. Przysuwa się do mnie, opierając na łokciach i zakleszcza mnie w swoim
uścisku. Po chwili jego usta są wszędzie, zrywa ze mnie za dużą koszulkę,
służącą mi za piżamę, muska nosem moje piersi, a ja czuję się jak opętana.
Zrywam z niego koszulę, obcałowuję jego tors, wodzę czerwonym paznokciem po
barkach.
Gdy wchodzi we mnie, czuję dawkę niespodziewanej, ogromnej
rozkoszy wypełniającej mnie po brzegi, oplatam go nogami, zostawiam krwawe pręgi
na jego plecach. Głośno jęczę, co powoduje, że Bartosz rozkosznie się uśmiecha;
natychmiast łączę jego usta ze swoimi, nie zastanawiając się nawet, co ja
najlepszego robię.
________
Nie umiem pisać scen erotycznych, przykro mi. A po drugie, to beznadziejnie plączę to wszystko.
Nie umiem pisać scen erotycznych, przykro mi. A po drugie, to beznadziejnie plączę to wszystko.