symfonia #8

Gdybym była kim innym, co było moim niespełnionym marzeniem od podstawówki, nie musiałabym kląć na matkę za nadanie mi dziwacznego imienia, spychać Bartosza na jego połówkę łóżka, co było nie lada wyczynem, martwić się zbliżającym powrotem do Polski oraz wylewać morza łez, bo zostały tylko, albo aż dwa miesiące. Nie nosiłabym miliona szalików, nie wydawałabym wszystkich oszczędności na bilety do Moskwy, a moja najlepsza i jedyna zresztą przyjaciółka nie wzdychałaby ciężko, odwożąc mnie na lotnisko, cytując swojego ukochanego Pezeta, że jeśli to nie miłość, to chyba Bóg jest ślepy. Nie umierałabym z przejedzenia, podczas tych kilku dni spędzonych z Bartoszem, który wymuszał na mnie kolejne porcje sałatek, mówiąc, że jestem taka chudziutka, bladziutka i niknę w oczach oraz nie wytykałabym mu, że jest jak moja matka, chowając się przed nim w zaciszu sypialni. Nie pukałby po dwudziestu minutach cichutko, rzucając się na łóżko obok mnie, które uginało się pod jego ciężarem i nie przepraszałby cichutko, mrucząc w moje ucho, że się bardzo martwi. Jego dłonie nie wkradałaby się pod moją koszulkę, nie wzdychałabym cicho czując jego palce na udach i nie szeptałabym czule jego imienia, kiedy już rozebrał mnie ze wszystkiego, nawet własnych słabości.
Wciąż jestem jednak sobą i po raz pierwszy dziękuję za to Bogu, a o tym, że nie podmienili mnie kosmici, jak przez długi czas twierdziła Ulka, świadczyłyby chociaż policzki, które wciąż robiły się czerwone, kiedy stałam przed Bartoszem naga; on tylko rozkosznie się uśmiechał, zapewniając mi raj, o jakim nigdy nie marzyłam i na jaki nie zasługiwałam, a jaki otrzymałam.
Florentyna Sokołowska naprawdę zadowolona ze swojego życia, coś nowego.


__________________
Tak, oto koniec, bo na końcu zawsze wraca się do początku. Wydaje mi się, że Florentyna jest szczęśliwa, a wraz z nią ja. To dość dziwne, bo chociaż pod względem stylu i fabuły te osiem rozdziałów było beznadziejne, to tkwi w tym taka cząstka mnie, że nie potrafiłam się powstrzymać przed publikowaniem tego   i cholera, podobało mi się. 
Wszystkim wam, kochane dziękuję za  miłe słowa, które naprawdę budują na duchu i motywują do pisana. 
A, i na koniec chciałabym zobaczyć ile was tu było, więc zostawcie po sobie jakiś ślad. 
Widzimy się na Andrzeju, albo na gg: 23809232, serio możecie pisać zawsze i o wszystkim, a najczęściej znajdziecie mnie w późnych godzinach wieczornych. 

symfonia #7


Chyba jestem w stanie wygryźć wróżbitę Macieja z jego stanowiska, bo nie pomyliłam się ani trochę, co do najbliższej przyszłości: ja jestem okropną jędzą, wystawiającą język do udającego grzeczny sen dziecka, Florian to zaś rozwrzeszczany bachor, zabierający mi Ulkę. Nie mogłam się z nią napić wódki, zapalić papierosa, ani pokrzyczeć do jakiś durnych popowych kawałków; ba, nie mogłam z nią normalnie porozmawiać, bo jej uwagę absorbował pomiot szatana, Michał i domowe obowiązki. A mówić było o czym, bo zaczynałam czekać na Kurka z niecierpliwością, kiedy skończy trening, przytulać się do niego bez powodu, mówić mu o wszystkim co mnie cieszy, boli i smuci, a nawet nie zbyłam go prychnięciem, kiedy z błyskiem w oku i Florianem na piersi mówił mi, że moglibyśmy się też postarać, tylko delikatnie się uśmiechnęłam.
-Nie Flo, to nie jakieś durne przywiązanie i emocjonalne rozchwianie, ty się po prostu zakochałaś, durna pało.- oznajmiła mi, kiedy udało jej się zapakować synka w wózek i Michał zabrał go na spacer, co skwitowałam głośnym prychnięciem.
Lubię, kiedy Ulka mi ubliża, aby doprowadzić do porządku, ale tym razem musiałam wybuchnąć śmiechem, bo jej teza była niedorzeczna i klasyfikowała się do tych wszystkich bzdur, jakie lubił publikować Pudelek.
Bzdury Ulki zasiały we mnie jednak ziarnko niepewności i od tego czasu przyglądałam się dokładniej Bartoszowi, kiedy spał, jadł, grał, oglądał jakiś film, albo czytał książkę na balkonie przy zachodzącym słońcu. No co?, słyszałam wtedy i zbywałam go jakąś bzdurą lub zwyczajnym uśmiechem, a on patrzył się na mnie podejrzliwie. Doszłam do wniosku, że chyba nie potrafiłabym żyć bez niego i beznadziejnie smutno jest, kiedy wyjeżdża na mecze i zostawia mnie samą. Ale to jeszcze nie żadna cholerna miłość.
Czytanie cudzej korespondencji jest chamstwem, ale kiedy ktoś zostawia jakiś świstek na środku stołu, to można do niego zajrzeć, lecz czasami lepiej jest nie wsadzać nosa w nieswoje sprawy i nie wiedzieć o kilku rzeczach. Takich na przykład jak ta, że Kurek podpisał kontrakt z Dynamo Moskwa, o niczym mi nie mówiąc, który obowiązuje go od przyszłego miesiąca, nic mi o tym nie mówiąc. Sama siebie zaskoczyłam; powinnam być na niego wściekła, oznajmić mu wyniosłym tonem, że to koniec i wynieść się od niego w trybie natychmiastowym, a zamiast tego popłakałam sobie, do momentu, w którym nie wrócił i nie zobaczył mnie z czerwonymi oczyma i śladami tuszu na policzkach. Tulił mnie do siebie, o nic nie pytając i było mi cholernie dobrze, ale zaraz sobie przypomniałam, że wcale nie jest dobrze, bo za miesiąc go nie będzie, tylko zabierze mi go jakaś pieprzona Rosja, której zresztą nigdy nie lubiłam.
-Jesteś kłamcą i oszustem.- mruczę żałośnie, nie potrafiąc wykrzesać z siebie energii na poważny wrzask. Patrzy na mnie pytająco, a ja podbródkiem wskazuję na stół, na którym leży oferta z Dynamo.
-Flo, jedź ze mną.- po paru sekundach mrugania i wpatrywania się w niego z niedowierzaniem, zorientowałam się, że nie żartuje. Chce, żebym wyjechała z nim na jakąś Syberię, zostawiając tutaj Ulkę, studia, pracę, rodzinę, wszystko.
Nagle w głowie pojawia się jakaś dziwna przerysowana Urszula, oznajmiająca, że miłość wymaga poświęceń. Ale skoro tak, to mógł dla mnie odrzucić tą ofertę, myślę i zaczyna mnie boleć jak cholerną egoistką jestem. Ale nie to jest najgorsze. Nie potrafię żyć bez niego ani zostawić wszystkiego za sobą, a niezdecydowanie prowadzi zazwyczaj do złych decyzji, w których podejmowaniu jestem mistrzem. To mój nietrafny wybór, żeby iść do łóżka z Winiarskim doprowadził do łańcucha zdarzeń, w którym znajduję się ja, Bartosz i niechybny koniec nadziei na coś nowego, lepszego i dodającego mojemu życiu jakiegoś kolorytu.
Zastanawiam się, co będzie dalej i potrzebuję bliskości jak nigdy, lecz stanowczo odsuwam jego słoń z mojego policzka. Pełno we mnie paradoksów i sama siebie nie potrafię zrozumieć.
-Wybacz Bartek, nie mogę.


_____________
SPIERDOLIŁAM

symfonia #6


-Zdurniałeś Kurek, i to kompletnie.- nic innego, co mogłabym powiedzieć, nie przychodzi mi do głowy. To co właśnie powiedział, jest tak beznadziejnie niedorzeczne, że aż mam ochotę roześmiać mu się w twarz.
-Nieprawda. Ty też coś do mnie czujesz, Flo, tylko nie chcesz się przyznać.- wzrusza ramionami, jakby właśnie powiedział coś oczywistego, a ja przyglądam mu się dokładnie. Fakt, ma ładnie wyrzeźbiony tors, często mnie rozśmiesza, pozwolił ze sobą zamieszkać i zabrał się za gotowanie.
Ale to wciąż irytujący Kurek, którego żarty są na poziomie przedszkola, za podteksty erotyczne w każdym zdaniu mam ochotę urwać mu łeb, a pod prysznicem fałszuje tak strasznie, że sąsiadka stuka w rury kategorycznie żądając żeby zamknął tą japę.
Chyba patrzyłam na niego odrobinę za długo, bo triumfalnie się uśmiechnął, jakby mój wzrok ślizgający się po jego ciele był dowodem na coś.
-No co?- burczę, próbując odsunąć się od niego na bezpieczną odległość.
-No nic. Po prostu się zastanów i daj mi szansę.- patrzę w te jego roziskrzone oczy, pełne usta, zaczerwienione policzki i delikatnie wzruszam ramionami, jakbym się zgadzała; przez głowę przebiega mi milion myśli, od chyba oszalałam poprzez to wszystko jego wina a skończywszy na a może tego naprawdę potrzebuję?
Wtedy nadchodzi dziwna chwila, w której uświadamiam sobie, że jednak chciałabym mieć go obok, kiedy jest mi smutno, mogłabym kochać się z nim codziennie, bo to było naprawdę niezwykłe, lubię jego zapach i smak, a specyficzne poczucie humoru i wieczne docinki nie przeszkadzają mi aż tak bardzo.
Zastanawiam się, czy potrafię zaryzykować dzielenie z nim codzienności, a odpowiedzią jest umięśnione ciało, przygważdżające mnie do blatu i usta gdzieś na szyi.
Bartkowi nie przeszkadza to, że jestem niemal płaska jak deska, chuda i drobna i że nie ma we mnie ani krzty seksapilu, ani to, że mam na sobie całkowicie aseksualną bieliznę, składającą się z czarnych fig i niebieskiego biustonosza. Patrzy na mnie z uwielbieniem, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam w oczach mężczyzny, całując rowek między piersiami, gładząc udo lewą ręką, a prawą błądząc gdzieś po brzuchu. Uśmiecha się do mnie, a ja mam wrażenie, że kradnę to rozkoszne sam na sam z czyjegoś życia, że to nie dzieje się naprawdę.

Ulka ciągle powtarza, że jestem jakaś radośniejsza i pełniejsza życia, starsze panie nie wydają się już być tak irytujące, a wyprowadzić mnie z równowagi nie jest w stanie nawet Michał, mruczący jakieś farmazony pod nosem, kiedy Urszula wychodzi do łazienki. Posyłam mu tylko pełen zrozumienia uśmiech, przeglądając się w błyszczącym czajniku. Stałam się zupełnie innym człowiekiem, nie nachmurzoną, ospałą, niemiłą Florentyną, tylko pełną życia, wiecznie uśmiechającą się Flo, która o dziwo zaczyna śpiewać z Kurko w duecie piosenki Skaldów pod prysznicem.
-Bezchmurne niebo znów mam nad głową bo ktoś pokochał mnie.- intonuję w bartkowe usta, a on tylko się uśmiecha, błądząc dłonią po moim policzku.

Telefon Kurka wrednie milczy, Winiarskiego tym bardziej, a ja próbuję uświadomić Ulce, że dopiero co zeszli z parkietu, więc pewnie są pod prysznicem, lecz wcale nie robię tego spokojnie, wręcz przeciwnie; trzęsą mi się ręce, kiedy raz po raz nagrywam się jednemu i drugiemu na pocztę jednocześnie próbując upchnąć najpotrzebniejsze rzeczy Urszulki w podróżną torbę.
W taksówce pędzącej do szpitala wreszcie oddzwania Kurek.
-No co tam, Flo?- pyta radośnie, lecz urywa słysząc wrzask Ulki.
-Ty durniu jeden, ona rodzi. Powiedz temu kretynowi żeby zaraz się zjawił na porodówce, bo jak nie, to osobiście poddam go kastracji.
-Nie, na osobistą się nie zgadzam.- mruknął, a z moich ust wydobyło się tylko wściekłe ,,Kurek’’.
Po zapewnieniach, że już jadą, odetchnęłam głęboko. Nie powinnam była się tak denerwować, ale nie uśmiechało mi się odbieranie porodu na tylnym siedzeniu taksówki, w towarzystwie spanikowanego taksówkarza, który z emocji prawie wjechał w kosz na śmieci i z wyjącą w tle Laną del Rey.
O dziwo, Winiarski  wbiegł do szpitala tylko piętnaście minut po nas, nie zwracając uwagi na barczystą pielęgniarkę.
Opierałam się o ramię Kurka i byłam przerażona tymi wrzaskami matek i noworodków, mdlejącymi ojcami i surowymi pielęgniarkami.
 Wtuliłam ramię w kurkowy bark i przymknęłam oczy; pomyślałam sobie, że przydałaby się kawa. Okazuje się, że Bartosz oprócz pełnienia funkcji bożyszcza nastolatek i cudownego dziecka polskiej siatkówki jest także naczelnym wróżbitą i przyszedł z kubkiem cudownie pachnącej kawy, a tego skombinował skądś ciasteczko, mój prywatny mistrz.
Po dwóch godzinach łażenia od jednej ściany do drugiej, uspokajającym tonie Bartka i słyszalnych chyba za granicą przekleństwach Michała, na świat przychodzi mały, zdrowy, wrzeszczący i czerwony Florian, a ja usiłuję odwieść Ulkę od pomysłu nadania mu tego imienia.
-Nie krzywdź go, proszę cię. Przecież będą się z niego śmiali na każdym kroku.- czuję się głupio, bo wszyscy, łącznie z pielęgniarką i Florianem patrzą na mnie zdziwieni.
-Czemu? To przecież takie ładne imię, a po za tym będziesz świetną przyjaciółką, ciotką, matką chrzestną i co tylko jeszcze.- szczerze w to wątpię, a po nienawistnych spojrzeniach chłopczyka śmiem twierdzić, że raczej się nie polubimy. Ja będę okropną jędzą, a on rozwrzeszczanym bachorem. 

__________
Pomęczę was jeszcze dwoma, albo trzema rozdziałami tego wszystkiego. 

symfonia #5


Jest coś w czym jestem dobra: w wyskakiwaniu z łóżka. Robię to tak szybko, że Kurek nie zdążył nawet otworzyć oczu. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale uniemożliwiam mu to, wychodząc.
Chciałabym z kimś porozmawiać, wyżalić się komuś z nocy z tym zgredem i usłyszeć coś innego niż zapewnienia, że będzie dobrze.
Ulka nie była zbyt trafionym pomysłem, ponieważ skoro teatralnie oznajmiłam jej, że kocham Bartosza i się do niego przeprowadzam, rzeczą oczywistą jest, że ze sobą sypiamy. Może mogę powiedzieć jej, że obiecałam Bogu czystość do ślubu i nie umiem sobie z tym poradzić? Nie, nie uwierzy, albo jeszcze bardziej się zdołuje swoim dzieckiem z nieprawego łoża; nie miałam nic do nich, w każdym bądź razie traktowałam je na równi z innymi. Ja po prostu nie lubiłam dzieciaków, bo to chyba nie moja natura, karmić, śpiewać kołysanki, czytać bajki, przytyć i martwić się nieodpowiedzialnością faceta który mi go zrobił.
Wylądowałam jednak w do niedawna naszej, przytulnej, zagraconej kuchni, z zieloną herbatą i co chwilę krzywiącą się Ulką, twierdzącą, że jednak wszystko jest w porządku.
-Przespałam się z Bartoszem.- mruczę, a ona patrzy na mnie jak na debilkę, no i słusznie. Też bym z tego nic nie rozumiała.
Flo, to chyba nic dziwnego?- zauważa, unosząc lekko brwi i krzywiąc się, gdy odpalam papierosa. Natychmiast go gaszę, z niepokojem patrząc na jej brzuch.
-Oh, daj spokój, cackasz się jak z jakimś dzieckiem. Zapal sobie, tylko Michał będzie zły, że śmierdzi.
Wszędobylski Michał nie pozwala mi nawet się potruć.
-No to o co chodzi z tym Kurkiem?- szybko zmienia temat, widząc moją zaciętą minę i zaciśnięte pięści. Mam przeogromną ochotę odkręcenia wszystkiego, wrócenia do stanu, kiedy wzdychałam do Winiarskiego podczas rozgrzewek przed meczami Skry, spałam w swoim, miętowym i małym pokoju, Bartosz był tylko irytującym gadułą, wpraszającym się na obiad i pijącym ze mną wódkę rozrywkowo co weekend.
-Nie jestem z nim, ja po prostu chciałam, żebyś miała swobodę z Michałem, mogła jakoś ułożyć swoje życie.- wzruszam ramionami, mając nadzieję, że Ulka to kupi.
Kupuje, bo po chwili ląduję w jej objęciach, a ona płacze, że nie musiałam tego robić, że jestem wspaniałą przyjaciółką, a że Kurek to idiota i jakoś sobie z nim poradzimy, a ja czuję, jak cholernie na to nie zasługuję.
-Teraz już możesz wrócić do domu, przecież Michaś się nie obrazi, zrozumie.- z pewnością zrozumie obecność byłej kochanki pod jednym dachem, powita ją z otwartymi ramionami, a nawet uśmiechnie się dla niepoznaki, kiedy jej walizki wylądują po raz kolejny w ciasnym przedpokoju.
-Nie, nie mogę zostawić Bartka. Muszę z nim porozmawiać.- to ostatnie było jednym z niewielu prawdziwych zdań wypowiedzianych przeze mnie ostatnio. Zostawić bym go mogła, nawet chciałam, ale nie wiedziałam, co począć dalej; zwyczajnie się pogubiłam.
Podskoczyłam, gdy tylko usłyszałam donośny trzask, a Ulka rozpromieniła się i pobiegła przywitać Winiarskiego. Patrzyłam na niego za plecami Urszuli z nienawiścią, a on tylko ironicznie się uśmiechał, trzymając podbródek na jej głowie i delikatnie masując jej brzuch.
-Ja już muszę iść, trzymaj się.- pocałowałam ją w policzek, rzuciłam zimne cześć do Michała, pokonując pokusę nadepnięcia mu na stopę i niemalże wybiegłam z napiętej strefy.
-Florentyna.- usłyszałam, ale nie odwróciłam się. Przyspieszyłam kroku, wkładając słuchawki do uszu, lecz Winiarski zerwał je, zmuszając tą ogromną ręką do przystanięcia.
-Czego chcesz?- zmroziłam go wzorkiem, ale nie przejął się, tylko uśmiechnął z wyższością, za którą miałam ochotę uderzyć go w twarz.
-Co tam u Bartka?- z całej siły, starając się nie zarumienić, opowiedziałam, że bardzo dobrze, fantastycznie wręcz, a jak dostaną w klubie wolne, to planujemy wyjazd na wspólne, wyczekiwane wakacje. Widząc minę Michała, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że mówię jak jakaś psychopatka, a ktoś, kto opowiada o ukochanym, nie przestępuje z nogi na nogę, nie obgryza paznokci, a jego głos nie ma barwy solistki z arii operowej.
-A to dziwne, bo wiesz, kiedy przebierałem się, niefortunnie schowany za szafką, Bartuś opowiadał Marcinowi, że się z tobą przespał.- poruszył brwiami, a ja ruszyłam przed siebie, starając się nie ulec pokusie wepchnięcia Winiarskiego pod samochód.
-To chyba nic dziwnego, zważając na wasze przerośnięte ego i pragnienie pochwalenia się ekscesami. Ty nigdy nie opowiadałeś Mariuszowi o upojnych nocach z Dagmarą? Albo Ulką?- za daleko się posuwasz, Florentyno, naprawdę.
-Nie. O tobie mówiłem, bo byłaś tego warta. A Kurek mówił takim tonem, jakbyście zrobili to pierwszy raz i to przypadkowo.
-To ciekawe.- wzruszam ramionami, wpisując kod do domofonu.
-Nie uważasz?- kolejny raz ironicznie się uśmiecha, a ja zastanawiam się, co te idiotki oprócz pięknego ciała w nim widzą, oddając mu się całkowicie. Przypominam sobie, że jeszcze do niedawna to ja wiłam się pod nim prosząc o więcej. Ale nie robiłam sobie nadziei na coś innego. Tak, naprawdę pocieszające.
-Czego ty właściwie chcesz, Winiarski? Rób co chcesz, oprócz krzywdzenia Ulki, bo wtedy już możesz pożegnać się z jajami.- syczę gniewnie.
-Ja wiem, że ty coś kombinujesz, Florentyna. Nie dam sobie znów zniszczyć życia.- tak po prostu odszedł, zostawiając mnie z ogromnym mętlikiem w głowie.
Kurek gotował. Ta myśl mnie przeraża, dlatego pierwsze co to biegnę do kuchni uratować tyle garnków, ile się jeszcze da. Przy okazji otwieram okno, bo dym można by kroić nożem.
-Bartek?- w fartuchu upapranym czymś czerwonym, brudnym policzkiem i zabandażowanym kciukiem wygląda marnie, a ja odnajduję w sobie resztkę empatii i zamiast wybuchnąć śmiechem, pomagam mu bez słowa zeskrobać resztki kurczaka z patelni i wyczyścić piekarnik. Potem smażę naleśniki, bo do wybitnych kucharek także nie należę, ale Kurko nie narzeka, tylko oferuje, że jutro sprząta za mnie łazienkę.
-Okej. Odpowiadam i wpycham sobie do ust jedzenie, bo kompletnie nie mam pojęcia co powiedzieć.
-Florentyna, ja cię chciałem tym jedzeniem udobruchać.- mówi nagle, nie patrząc na mnie.
-Kurek, nie gniewam się. Zresztą, to też moja wina.- wzruszam ramionami, bo ta noc być może wiele komplikowała, ale nie była końcem świata.
-Nie o to chodzi. To nie był przypadek. Ja się chyba zakochałem. 


______
Rili, Kurek, rili? Zakochałeś się, ty durniu jeden?
Ach, i nie mogę się powstrzymać przed tym: STOCH ♥
a rozdział tak w oczekiwaniu na poniedziałek i na wygraną Skry. 

symfonia #4


Mój kretynizm dociera do mnie dopiero gdy rzucam torby na podłogę w mieszkaniu Bartosza, które musiałam sama wnieść na górę, bo on, zbyt zszokowany siedział w samochodzie paląc, chociaż tego nienawidził.
Boże, co ja zrobiłam? Zesłałam się do jaskini lwa, wplątałam się w jakąś dziwną relację z tym kretynem, zostawiłam Ulkę, zaciążono przez tego erotomana Winiarskiego, z którym na dodatek regularnie sypiałam.
Po pierwsze: nie panikować. Nie, nierealne. Jak ja mam nie panikować, kiedy moje życie się pieprzy?
Po drugie: uciec stąd i wrócić do własnego pokoju, z kojącymi, miętowo szarymi ścianami i wygodnym materacem. Nigdy. Przecież teraz pałętał się tam biedny, porzucony przez żonę Michał, pewnie starający się uspokoić swoją ciężarną kochankę. Jedną z wielu.
Po trzecie: zastanowić się nad jakimś rozsądnym wyjściem z tej sytuacji. No i po co się okłamywać? Przecież nie mam jak tego naprawić, choćbym bardzo chciała, naprawdę nie mogę zniszczyć nawet wymyślonego i chwilowego szczęścia Ulki.
Trzask drzwi sprawia, że podskakuję jak jakieś spłoszone zwierzę, potykając się o największą walizkę. Kurek bez słowa zbiera je i wstawia do sterylnie czystego pokoju, gdzie zazwyczaj przyjmował gości w postaci mamy lub pijanych kolegów.
-Śpisz po lewej stronie łóżka, gotujesz i wchodzę do łazienki przed tobą, bo zanim się przyszykujesz, to ruski rok minie.- wzrusza ramionami uśmiechając się lekko i kiwając głową, jakby niedowierzał.
-Naprawdę nie jesteś zły?
-Zły? Zostaniesz darmową gosposią domową, masz cycki, ogólnie nieźle się prezentujesz, a po za tym lubię twój chaos i pierogi twojej mamy.- roześmiał się, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie wystawił mnie za drzwi, nie zbeształ i nie obraził się, jak to miał w zwyczaju gdy coś mu się naprawdę nie podobało.

Nie mogę spać, wiercę się, nasłuchuję każdego odgłosu, na każde stuknięcie rury reaguję wzdrygnięciem, aż w końcu wychodzę do kuchni zapalić. Ostre światło żarówki razi mnie, duszno i mi i ogólnie jakoś nieswojo, aż zastanawiam się nad przeszukaniem kurkowych szafek aby znaleźć jakieś tabletki nasenne. Nerwowo podskakuję, kiedy kładzie mi dłonie na ramiona i owiewa mój kark słodkim oddechem.
-Bartuś, idź już spać. Jutro trening.- wykrzywia się; wiem, że nienawidzi jak mu matkuję, ale czuję wyrzuty sumienia z powodu wejścia z buciorami w jego życie, a teraz jeszcze nie będzie przeze mnie spał, biedny.
Tabletek mi nie daje, bo ponoć ,,nie warto chemią organizmu faszerować’’, ale robi mleko z miodem i pozwala oprzeć głowę o swój bark.
Ma wahania humoru częściej niż baba w ciąży.

Mieszkanie z Kurkiem ma wiele wad, a mianowicie uwielbia śpiewać pod prysznicem, wszędzie zostawia przepocone koszulki, gdy wchodzi do domu, w Ameryce wiedzą że wrócił, bo tak trzaska drzwiami, że prawie przyprawia mnie o zawał każdego dnia i uwielbia się przytulać po treningu, kiedy cuchnie i przyklejam się do niego.
Nie odwiedzam Ulki, zmuszam ją do tego, żeby stała się częstym gościem w kurkowym mieszkaniu. Oboje patrzymy z niepokojem na jej rosnący brzuch, słuchamy opowieści o tym, jaki to Michał jest cudowny, jak o nią dba, że polubiła Oliwera, a ta szmata Dagmara wydzwania do niej z pogróżkami.
Nie czuję wewnętrznej potrzeby powiedzenia jej o tym, że za każdym razem jak widzę Winiarskiego na mieście, to jest z inną laską, przyklejoną do niego niczym taśmą.
Bartosz także twierdzi, że nie ma co jej niepokoić faktem, iż na treningach wciąż się zastanawia, jak udobruchać Dagmarę, oraz tym, że w czwartek byli na jakiejś romantycznej kolacji.
W ten sam czwartek, kiedy Dagmara pilnie musiała wyjechać służbowo do Warszawy, a Michał, dobry tatuś opiekował się synkiem.

Leżę, nasłuchując obracania klucza w zamku, trzasku drzwi, przekleństwa i próby dotarcia do łóżka; zachowuję się jak jakaś stara jędza, co chwilę sprawdzając godzinę i w myślach wyzywając Kurka od idiotów, że nie daje znaku życia. Nie jesteś jego matką Florentyno, ani nikim, kto miałby prawo go kontrolować.
W końcu doczekałam trzaśnięcia drzwi i, jak mu się wydaje, cichego kurwa. Uśmiecham się delikatnie i przymykam oczy, usiłując usnąć, lecz uniemożliwia mi to dziwne ugięcie się materaca, ciepło drugiego ciała oraz odór alkoholu przemieszany z wonią perfum.
-Kurek, co ty robisz? Zdurniałeś całkiem? Ja jutro idę pakować w różowe reklamóweczki ciuszki twoim ulubionym paniom.- warczę, usiłując zepchnąć go z łóżka, ale chyba odczuł to jako łaskotanie.
-A ja jutro będę umierał. A przed śmiercią chciałbym cię pocałować.
Nawet telewizor sąsiadki prowadzącej nocny tryb życia cichnie, wydaje mi się, że zamiera ruch na ulicy, nie słychać samochodów, nawet wody cieknącej rurą nie słychać. Nie szczeka pies sąsiada, dziecko z góry nie płacze, a mój przyspieszony oddech słychać za granicą.
-Jesteś pijany, idź spać.- dukam wreszcie, ale jemu to ani w głowie. Przysuwa się do mnie, opierając na łokciach i zakleszcza mnie w swoim uścisku. Po chwili jego usta są wszędzie, zrywa ze mnie za dużą koszulkę, służącą mi za piżamę, muska nosem moje piersi, a ja czuję się jak opętana. Zrywam z niego koszulę, obcałowuję jego tors, wodzę czerwonym paznokciem po barkach.
Gdy wchodzi we mnie, czuję dawkę niespodziewanej, ogromnej rozkoszy wypełniającej mnie po brzegi, oplatam go nogami, zostawiam krwawe pręgi na jego plecach. Głośno jęczę, co powoduje, że Bartosz rozkosznie się uśmiecha; natychmiast łączę jego usta ze swoimi, nie zastanawiając się nawet, co ja najlepszego robię. 

________
Nie umiem pisać scen erotycznych, przykro mi. A po drugie, to beznadziejnie plączę to wszystko

symfonia #3


-Co się tak gapisz? Mowę ci odjęło?- gniewnie prycham, chociaż doskonale wiem, że nie zasłużył sobie na takie zachowanie, jednak Michał obudził we mnie feministkę, o której do tej pory nie miałam pojęcia.
-A co mam zrobić? Nie mogę cię kopnąć, tak jak ty to zrobiłaś, bo zaraz będę damskim bokserem, a histeryzować mi nie wypada.- wzrusza ramionami a ja mam ochotę go rozszarpać za tą jego obojętność, dogryzanie i minę, jakby był panem i władcą świata.
-Dobra, odsuń się, idę to rozwiązać po mojemu.- nie robię nawet kroku, przytrzymywania przez te jego starannie wyrobione ramiona, a Kurko śmieje się z moich gróźb.
-Nie urwałabyś mi go, nie ma mowy.- wyrzuca między jedną salwą a drugą, sadowiąc mnie na fotelu pasażera i starannie przypinając pasami.
-A to niby czemu?- unoszę jedną brew, a tylko wzrusza ramionami, co nie wróży raczej nic dobrego.

Zadziwiająca jest troskliwość, którą mnie obdarza, kiedy sadza mnie na kanapie, uprzednio zrzucając z niej brudną bieliznę, robi mi zieloną herbatę w moim ulubionym kubku i pozwala mi oprzeć głowę na swoim ramieniu, czemu zwykle stanowczo się sprzeciwia, bo moje kłaki łaskoczą mu szyję.
-Bartuś, czego chcesz?- udawane oburzenie doprowadza tylko do tego, że gdy gestykuluje, herbata się wylewa, parząc mi udo, a jemu nadgarstek.
-Florentyna, zastanów się nad swoim życiem.- patrzę na niego zszokowana, bo cóż można chcieć od mojego życia? Nie ma nad czym ubolewać, zawsze mogło być gorzej.
-Ej, lubię się miotać między nie do końca umeblowanym mieszkaniem, a uczelnią na której żądają nieludzkiego wysiłku i naprawdę te stare baby z butiku da się przeżyć, trzeba tylko przymknąć prawe oko, zamknąć lewe i naprawdę nie mają aż tak obwisłych cycków i zmarszczek na czole. Dramatyzujesz, serio.
-Mój Boże, nawet bym cię siłą nie zmusił do kupienia porządnego łóżka, a nie tego wyświechtanego materaca. A po za tym wcale mi nie przeszkadza to, że nie mam w czym wypić kawy, bo akurat kubki są brudne. Możesz też do woli leżeć najebana i zgotować, bylebyś nie rzygała na moje niebieskie koszule. Białe bym ci wybaczył, ale nigdy niebieskie, to jest świętość, zresztą wiesz o tym.
-Do rzeczy.- warczę, bo nie w smak mi wspominanie wszystkich pijackich awantur, które mu wyrządzałam i aż mi go szkoda się zrobiło, a to mnie może zgubić, bo Kurko ewidentnie coś knuje.
-Powiesz Ulce o Winiarskim?
-No pewnie, najlepiej w walentynki, to już niedługo.- wzruszam ramionami, mając nadzieję że ta tępa dzida zrozumiała ironię w moim głosie. Przygryza wargę i przygląda mi się w milczeniu, jakby coś analizował, a ja dochodzę do wniosku, że kiedyś doprowadzi mnie do rozstroju nerwowego i zamkną mnie z psycholami.
-Tak myślałem. A nie pomyślałaś o tym, że jeśli Ulka będzie brnęła w zrobienie z niego perfekcyjnego tatusia, co jest prawdopodobne po jej wypowiedzi, to on będzie przyłaził do was, aż wreszcie, żeby zrujnować wam życie, powie jej o wszystkim?- zrobił zadowoloną minę, jakby odkrył Amerykę, a ja ku rozpaczy, musiałam mu tym razem przyznać rację. Dlaczego wplątany w dziecko, którego nie chciał i które spieprzy mu życie miałby siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak ktoś układa mu plan dnia, dorzuca nowe obowiązki i daje istotę, której nie chce, a powinien pokochać? Druga strona medalu jest taka, że nie żebym zarzucała Ulce brak asertywności, ale to więcej niż pewne, że ugnie się, zdecyduje na jakieś alimenty po kryjomu, nocami będzie płakać w poduszkę, a potem żałować do końca życia. Nie od dziś ją znam.
Ku mojemu zaskoczeniu, wstąpiła w nią jakaś nieznana energia, bo dzwoniąc do mnie, miała głos przepełniony nienawiścią i nakazała mi natychmiast wrócić do domu, bo jest ważna sprawa do omówienia.
Bartosz westchnął przeciągle.
-Rozumiem, że mam cię odwieźć?- ziewając niemiłosiernie zwlekł się na dół do auta, pomrukując i rzucając mi groźne spojrzenia, od których prawie padłam trupem.
Bez żadnych łez, papierosów smutnej muzyki, chusteczek i lodów waniliowych mówi mi o Florianie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem, a oni małżeństwem z kilkuletnim stażem. Bałam się zapytać, jak ona sobie to wszystko wyobraża i czy jest na tyle naiwna, że wydaje jej się, że Winiarski zostawi dla niej żonę; niestety wymknęło mi się, czego naprawdę szczerze pożałowałam, lecz ona ku mojemu zdziwieniu zamiast łkać w moje ramię, uśmiechnęła się pogodnie.
-Zostawi, nie zostawi. Czy to ma jakieś znaczenie? Najważniejsze jest to, że zmuszony będzie do uznania tego dziecka, a to już krok milowy.- nie chciałam jej psuć humoru, toteż miałam nic nie mówić.
-Ulka, wiesz że nie zmusisz go do miłości?- zapytałam, obejmując ją ramieniem i wyniośle ignorując miotającego się po kuchni Kurka; skrzywiła się, ale musiałam ją uświadomić, że ani prośbą, ani groźbą nie da się go nauczyć uczucia.
-Mnie może nienawidzić, ważne żeby Floriana kochał.- wzdycha ciężko, a ja prawie się wzruszam, że chce nazwać syna, który może się okazać córką jak ja, ale niemowlak podesłany przez wyobraźnię hamuje moją radość. Przecież one tylko wrzeszczą, jedzą i śpią. Nic po za tym.
Nie będę dla niego żadną miłą ciocią, raczej ohydną wiedźmą, która będzie zmuszona z nim przebywać. Nie polubimy się. I ta myśl sprawia, że się uśmiecham, bo to będzie chociaż nasza jedna wspólna cecha.
Użalanie się, spowiedź i zadymianie kuchni przerwał telefon Ulki.
Telefon który chyba zmienił wszystko w naszym życiu.
-Michał zaraz tu będzie. Żona się o wszystkim dowiedziała i wywaliła go z domu.- nie zwiedzie mnie jej bezbarwny ton, ponieważ doskonale wiem, że w duchu jest uradowana takim obrotem spraw; ja niekoniecznie. Nie uśmiecha mi się mieszkanie z Winiarskim pod jednym dachem, jego wielkie ego pałętające się tutaj, a po za tym to doskonały manipulator i zapewne przybywa tu w jakimś zbożnym celu i ma zamiar nas w nim wykorzystać.
O dziwo Bartosz siedzi cicho, zamiast tradycyjnie zacząć się śmiać, a jego mina nasuwa mi pewne podejrzenia co do nagłego olśnienia żony Michała, lecz siedzę cicho, a panika powoli ogarnia moje ciało.  On nie może dowiedzieć się, że znam się z Ulką, przed Ulką muszę ukryć, że z nim spałam, więc najlepiej znikać stąd, spróbować to jakoś załagodzić w ukryciu, a potem… potem czas pokaże.
-Widzisz Ula, też chciałam ci coś powiedzieć.- wybiegam z kuchni do swojego pokoju, wyciągając walizkę i wrzucając do niej wszystkie rzeczy walające się po podłodze; zbieram płyty, koszulki, swetry, bieliznę, zeszyty oraz ołówki. Zszokowani Kurko i Urszula przyglądają mi się a ja biorę głęboki wdech, w myślach wyzywam się od idiotek i wraz z wypowiedzianymi słowami marnuję ostatnią szansę na uniknięcie katastrofy.
-Wyprowadzam się.- Boże, jacy oni dopasowani; jednocześnie wybuchają śmiechem, a ja wynoszę bagaż do przedpokoju.
-Już dawno miałam ci to mówić, ale nie było okazji. Jesteśmy z Bartkiem parą i chcemy zamieszkać razem.
Wspaniale, i co teraz?
Gratuluję Florentyno idiotyzmu. 


__________

I oni i ja, jesteśmy zdrowo pierdolnięci. 

symfonia #2


-Zachowuj się jak facet, a nie stara histeryczka.- warczy na mnie, kiedy zrzucam porządkowane przeze mnie ciuchy z wieszaków, drżą mi ręce, a usta nerwowo zaciskają się w kreskę.
-To co twoim zdaniem powinnam zrobić? Udawać, że Winiarski się dla niej rozwiedzie z żoną, zapewniać że jest tą jedyną dla niego, zapewniać że wszystko się ułoży, czy może opowiedzieć jej o tym, że przeleciał pół Bełchatowa i wciąż liczy na jej naiwność?- wyżywam się na nim, ale tłumaczę sobie to tym, że prowokuje mnie, bo dla niego kumpel z drużyny, przyjaciółka i zakochana w nim Ulka to niezła zabawa i historia lepsza od brazylijskiej telenoweli; po za tym jego prześmiewczy tryb życia nie pozwala pozostawić mu tej sytuacji bez zgryźliwego komentarza.
-Może tak dla odmiany, powiesz jej prawdę?- unosi brwi i szczerzy się, jakby był dumny z zaproponowania tak wspaniałego wyjścia z sytuacji, lecz zastanawiam się, czy to nie kolejna kpina z jego strony, podsycana przez chorą wyobraźnię i wizję jakiegoś taniego dramatu, w którym zazdrosna Ulka mnie morduje, a Michał widząc moje ciało leżące bez ruchu, popełnia samobójstwo.
-Już lecę. Opowiem jej każdą noc, nie pominę żadnych szczegółów i będzie jak dawniej.- prycham gniewnie, a on mruczy, że chyba zbliża mi się okres, bo jestem tak strasznie nerwowa jak nigdy; nigdy nie zrzucam ciuchów z wieszaków, nie warczę na starsze panie zostawiające tysiące w tej tandetnej ciucharence i nie wychodzę co piętnaście minut na papierosa.
-Nie powinieneś być na treningu?- uśmiecham się przymilnie, składając w kostkę obrzydliwie różowy sweter, pakuję go do reklamówki i wręczam wyjątkowo szpetnej i wypięknionej staruszce, której perfumy przyprawiają mnie o lekkie mdłości.
-Miłe, że tak się o mnie troszczysz, ale właśnie skończyłem.- spogląda wymownie na zegarek, uśmiechając się do mojej ubóstwiającej go szefowej, a ja z westchnieniem idę rozebrać się z firmowej koszulki.
-Altruisto, nie wolałbyś spędzić tego wieczoru przed telewizorem, tylko biedny odwozisz do domu głupią pizdę histeryczkę?- jestem zjadliwa, palę w aucie, stukam pustą butelką w szybę, co go rozprasza i całą sobą pokazuję mu, że lepiej by było, gdybym wróciła do domu na piechotę.
-Nie chcę być weekendową rozrywką.- mruczy cicho, a ja zaskoczona odwracam głowę w jego stronę; spodziewałam się raczej burczenia, że jak mi coś nie pasuje, to mogę wysiąść i przedzierać się przez te zaspy do domu.
-No i co się tak gapisz?- to już było bardziej w kurkowym stylu, ale powiedział to nadzwyczaj delikatnie, a ja jeszcze bardziej wytrzeszczyłam oczy.
-Zastanawiam się kto cię podmienił.
-Florentyna, po prostu nie chcę zostawić cię samej z tym erotomanem Winiarskim i zakochaną w nim i głupiejącą przez niego Ulką, bo jedno z nich na głowie to już spory problem.- tak, to wyjaśnia jego zjadliwość i uszczypliwość wyzywanie mnie od głupich pizd i starych histeryczek.
Parkuje pod blokiem, a ja wyskakuję z auta, obawiając się kolejnych wyznań tego rodzaju i pędzę do góry; stojąc przed drzwiami mieszkania dziwnie się waham, a kurkowa ręka zatrzymuje mnie.
-Co znowu?- warczę zirytowana.
-Michał tam jest.- wtedy to słyszę wrzask i dźwięk tłuczonego szkła i zanim zdążyłam się zastanowić, co tak naprawdę robię, byłam już w środku, gdzie przy kuchennym stole siedziała odwrócona plecami Ulka i po jej drganiu zorientowałam się że cichutko szlocha, Winiarski natomiast zbierał resztki mojego ulubionego kubka i powoli wrzucał je do śmieci.
Kto pozwolił mu pić herbatę w moim ulubionym kubku, wrzeszczeć na Ulkę, palić w kuchni, kto pozwolił mu wtargnąć z buciorami do mojego życia?
Nie zauważyli mnie, a Bartek położył ostrzegawczo dłoń na moim ramieniu, jakby chciał powstrzymać mnie przed wtargnięciem tam.
-Michał to twoje dziecko i zaciągnę cię na testy DNA, żeby ci to udowodnić.- to strasznie dziwne, słyszeć głos Urszuli tak stanowczy i pełen odwagi, kiedy przez kilka dni wysłuchiwało się jej płaczu, jęków i wzdychania do Winiarskiego; Kurek zaciska palce na moim ciele, a ja uderzam go z łokcia w brzuch. Nie jestem idiotką, wiem jak może się skończyć wparowanie tam i próba zrobienia czegokolwiek.
-Nawet jeśli, to nieistotne. Mam żonę i dziecko, nie mogę tego zniszczyć.- cholerny, pieprzony egoista, potrafiący tylko fiuta włożyć, nie liczący się z konsekwencjami dureń. Miałam ochotę dać mu w twarz, ewentualnie pójść do jego miłości na zawsze Dagmary i jej o tym opowiedzieć, więc czemu stałam w miejscu?
Kurko wyciągnął mnie z dusznego przedpokoju i w milczeniu zeszliśmy na dół. Niczym w jakimś tanim dramacie oparłam się o jego samochód, oddychając ciężko i uświadamiając sobie, jakie życie potrafi być żałosne.
Nie życie, mężczyźni. Beznadziejnie przystojni mężczyźni, mamiący kobietę po to, żeby uzyskać trochę przyjemności, a potem zostawiający je na całe życie same z ogromnym problemem, którego żaden z tych mutantów nie jest w stanie zaakceptować i uważa ją za puszczalską, bo jak to, gdzie podziała męża, przecież sama sobie nie zrobiła dzieciaka.

_______

Wymyka mi się to spod kontroli, której nigdy nie miałam. Głupie błądzenie, narzekanie na mężczyzn, żałosne zachowania.
Jestem beznadziejna, ale obiecałam sobie, że skończę to opowiadanie, bo to strasznie duża część mnie. 

symfonia #1


Michał Winiarski uwodził, kusił, nęcił i prowokował, a jego ciało nakłaniające do grzechu było w moim posiadaniu niezliczony raz tej nocy; zostawiałam ślady po paznokciach na jego gładkich plecach, on robił mi malinki na szyi, pod nami było zmięte prześcieradło, a powietrze wlatujące przez otwarte okno ochładzało nasze rozgrzane ciała.
Błogostan przerwał Kurek, jak zwykle dzwoniąc w najmniej odpowiednim momencie, warcząc, że jak zwykle kamufluję telefon gdzieś pod stertą ubrań, a potem nie mogę go znaleźć i oznajmia, że ma problem.
Wzdycham ciężko, bo kurkowe problemy naprawdę bywają zmyślne i czasami mam ochotę roześmiać albo rozpłakać lub cisnąć w niego czymś ciężkim z wrzaskiem, żeby się opamiętał; mam dość szczegółów jego życia, dość zanurzania się w nieswojej historii i dość analizowania jego życia podczas bezsennych nocy.
-Zanim na mnie nawrzeszczysz, powiesz że jestem całkowicie beznadziejny, bo przerywam ci urocze sam na sam z Winiarskim i że nie będziesz na każde moje skinienie, to wyobraź sobie, że tym razem sprawa nie dotyczy mnie i mojego przerośniętego ego, tylko Ulki, bo od dwóch godzin dzwoni do mnie co pięć minut i płacze, bo ty nie odbierasz, a ja wszystko spieprzyłem, proponując jej seks na kuchennym blacie na pocieszenie.
Urszula rzadko płacze, chyba że stanie się coś naprawdę strasznego; kiedyś miałam ją za wrażliwą i delikatną, ale życie szybko weryfikuje pospiesznie wydane opinie o ludziach.
W pośpiechu zbieram bieliznę z podłogi, unikając palącego wzroku Michała. Wiem, że gapi się na moje nagie pośladki, że pożera wzrokiem moje piersi, patrzy na moje usta, przygryzając wargę. Zarzucam na siebie pogiętą koszulkę, wkładam spodnie, mruczę krótkie ,,wychodzę’’ i po chwili wdycham świeże powietrze. Odpalam papierosa, rozglądając się w ciemnościach, gdy nagle z piskiem opon czarne BMW hamuje tuż obok mojego uda. Wyrzucam fajkę i z sykiem ładuję się do auta.
-Używam lepszych perfum od niego.- mówi Kurko zamiast powitania, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
-Ostatnie dostałeś ode mnie na urodziny.- zauważam.
-Znów paliłaś, Florentyno.- wzdycha ciężko, teatralnie otwierając okno przy sobie i wymownie na mnie patrząc.
-Co u Ulki?
-Nie umiem pocieszać, a po za tym seks jest dobry na wszystko, a ty zawsze powiesz jej coś miłego, że przestaje płakać albo zabierasz ją na zakupy.- wzrusza ramionami, parkując pod blokiem.
Już na klatce czuć niemiły odór alkoholu przemieszany z dymem tytoniowym, a gdy otwieramy drzwi mieszkania, docierają do nas dźwięki najsmutniejszej piosenki Myslovitz i ciche łkanie. Ula siedzi w kuchni, wśród puszek po piwie, z butelką wódki w ręce i kotem na kolanach. Wygląda jak zmora, co nigdy dotąd jej się nie zdarzało; tusz płynący po policzkach, ukapana, brudna bluzka, niechlujnie potargane włosy i dziwne szramy twarzy to wierzchołek góry lodowej.
-Oh, Flora.- wzdycha ciężko, kiedy zauważa mnie spod przymkniętych powiek. Otwiera zachęcająco ramiona, a mi nie pozostaje nic innego, jak tylko ją przytulić. Kładzie głowę na moim ramieniu i szlocha, a ja przeczesuję ręką jej splątane włosy.
-Co się stało, Ulcia?- Kurek wyłącza zwodzącego Rojka i otwiera okno, wpuszczając do zadymionej kuchni świeże powietrze, a potem sadowi się na blacie, przyglądając się nam z zaciekawieniem, nic sobie nie robiąc z moich morderczych spojrzeń.
-Zakochałam się.- wyje, ukrywając twarz w dłoniach, a ja zastanawiam się, czy tym razem wybranek jej serca jest gejem, czy nie ma pojęcia o jej istnieniu; może to brutalne, ale zawsze tak było, że jej idealni faceci byli żonaci, zakłamani, pogubieni w życiu, mniej męscy ode mnie, skłonni do pedofilii, zoofilii, ewentualnie trójkącików albo zostawiali ją z powodu braku chemii po jednej nocy. Gdybym nią była, to też płakałabym rzewnymi łzami, bo gdyby okazało się, że kolejny wybranek woli kozy ode mnie, czułabym się co najmniej niekomfortowo.
Ulki nigdy nie wolno zmuszać do mówienia, bo im mocniej nalegasz, tym mniej rozmowna się staje. Bierze kilka wdechów, wyłamuje palce, spala papierosa, popłakuje cicho, nuci sobie jakąś ckliwą melodyjkę i zaczyna snuć opowieść o tym, że poznała go w barze, wydał się jej cudowny, jego oczy były oceanem w którym tonęła i w ogóle przy opisywaniu go zrobiła się bardzo rozmarzona i wylazła z niej prawdziwa wierszokletka, a sceny erotyczne przestawiała tak, że nie mogłam patrzeć na Kurka i jego rosnące podniecenie i już miałam zaproponować karierę pisarską, lecz przerwała i przeszła do części bardziej okrutnej, mianowicie do żony i synka.
Nie jest tak źle, zawsze przecież mógł gdzieś w szafce pod skarpetami trzymać porno dwunastoletnich chłopców.
-No dobra, a znam go?- zapytałam, rozprężona całkowicie, bo takie miłości zdarzały się jej średnio raz w miesiącu, dość szybko przechodziły i raczej nie cierpiała po nich na depresję.
-Michał.- wyłkała z miną cierpiętnicy, a ja szukałam w głowie Michałów z jej pracy, wydziału oraz kolegów, ale żaden z nich nie miał żony ani dziecka; po raz pierwszy modliłam się, aby moje podejrzenia nie były prawdą, tylko chorym wymysłem mojej wyobraźni. Lecz gdy pada nazwisko Winiarskiego, zakrywam twarz, a śmiech Kurka rozchodzi się po kuchni; zimny, pusty śmiech.  

_________
Nie jest już tak kolorowo, no nie? 

Florentyna, fajna dziewczyna



Gdybym była kim innym, co było moim niespełnionym marzeniem od podstawówki, nie musiałabym kląć na matkę za nadanie mi dziwacznego imienia, spychać Bartosza na jego połówkę łóżka, co było nie lada wyczynem, martwić się zbliżającym powrotem do Polski oraz wylewać morza łez, bo zostały tylko, albo aż dwa miesiące. Nie nosiłabym miliona szalików, nie wydawałabym wszystkich oszczędności na bilety do Moskwy, a moja najlepsza i jedyna zresztą przyjaciółka nie wzdychałaby ciężko, odwożąc mnie na lotnisko, cytując swojego ukochanego Pezeta, że jeśli to nie miłość, to chyba Bóg jest ślepy. Nie umierałabym z przejedzenia, podczas tych kilku dni spędzonych z Bartoszem, który wymuszał na mnie kolejne porcje sałatek, mówiąc, że jestem taka chudziutka, bladziutka i niknę w oczach oraz nie wytykałabym mu, że jest jak moja matka, chowając się przed nim w zaciszu sypialni. Nie pukałby po dwudziestu minutach cichutko, rzucając się na łóżko obok mnie, które uginało się pod jego ciężarem i nie przepraszałby cichutko, mrucząc w moje ucho, że się bardzo martwi. Jego dłonie nie wkradałaby się pod moją koszulkę, nie wzdychałabym cicho czując jego palce na udach i nie szeptałabym czule jego imienia, kiedy już rozebrał mnie ze wszystkiego, nawet własnych słabości.
Wciąż jestem jednak sobą i po raz pierwszy dziękuję za to Bogu, a o tym, że nie podmienili mnie kosmici, jak przez długi czas twierdziła Ulka, świadczyłyby chociaż policzki, które wciąż robiły się czerwone, kiedy stałam przed Bartoszem naga; on tylko rozkosznie się uśmiechał, zapewniając mi raj, o jakim nigdy nie marzyłam i na jaki nie zasługiwałam, a jaki otrzymałam.
Florentyna Sokołowska naprawdę zadowolona ze swojego życia, coś nowego.

_____
Na początek przepraszam, że znów o Kurko, ale nie mogłam się powstrzymać, a nikt nie pasował mi do tego tak jak on. 
Nie zmuszam do czytania, tym bardziej że jest to jedno z moich słabszych opowiadań i ostrzegam, że może być łzawo, nudno, ckliwie, romantycznie, beznadziejnie i melancholijnie. Florentyna nie jest do końca normalna, Bartosz ciągle się śmieje, a Michał jest erotomanem, w którym zakochała się najlepsza przyjaciółka Flo. 
Publikuję tą historię, pomimo tego, że nie jest ona do końca dopracowana, bo jest ogromną częścią mnie i nie potrafię się jej pozbyć w inny sposób jak pokazać to wam. Poświęciłam jej wiele rozmyślań, pisane głównie nocą, w górach, przy aromatycznej herbacie. Nie obiecuję, że dotrzemy do końca, być może porzucę to, gdy zrozumiem bezsens tego opowiadania, ale póki co oddaję w wasze ręce.
Proszę o szczere opinie i jeżeli czytacie, komentujcie, bo to naprawdę pomaga.
Aha, jeszcze jedno. Część u góry jest chyba najlepszym fragmentem tego opowiadania, więc nie liczcie na jakieś rewelacje dalej.
No, to do kiedyś tam. 

bohaterowie

Florentyna Sokołowska
powyrywane kable od domofonu to moja specjalność. 


Bartosz Kurek
ciągle się śmieję, ale to przez Ciebie, bo życie z tobą jest o wiele zabawniejsze. 


Michał Winiarski
nie chciałbym ci się narzucać, ale prześpij się ze mną.