symfonia #4


Mój kretynizm dociera do mnie dopiero gdy rzucam torby na podłogę w mieszkaniu Bartosza, które musiałam sama wnieść na górę, bo on, zbyt zszokowany siedział w samochodzie paląc, chociaż tego nienawidził.
Boże, co ja zrobiłam? Zesłałam się do jaskini lwa, wplątałam się w jakąś dziwną relację z tym kretynem, zostawiłam Ulkę, zaciążono przez tego erotomana Winiarskiego, z którym na dodatek regularnie sypiałam.
Po pierwsze: nie panikować. Nie, nierealne. Jak ja mam nie panikować, kiedy moje życie się pieprzy?
Po drugie: uciec stąd i wrócić do własnego pokoju, z kojącymi, miętowo szarymi ścianami i wygodnym materacem. Nigdy. Przecież teraz pałętał się tam biedny, porzucony przez żonę Michał, pewnie starający się uspokoić swoją ciężarną kochankę. Jedną z wielu.
Po trzecie: zastanowić się nad jakimś rozsądnym wyjściem z tej sytuacji. No i po co się okłamywać? Przecież nie mam jak tego naprawić, choćbym bardzo chciała, naprawdę nie mogę zniszczyć nawet wymyślonego i chwilowego szczęścia Ulki.
Trzask drzwi sprawia, że podskakuję jak jakieś spłoszone zwierzę, potykając się o największą walizkę. Kurek bez słowa zbiera je i wstawia do sterylnie czystego pokoju, gdzie zazwyczaj przyjmował gości w postaci mamy lub pijanych kolegów.
-Śpisz po lewej stronie łóżka, gotujesz i wchodzę do łazienki przed tobą, bo zanim się przyszykujesz, to ruski rok minie.- wzrusza ramionami uśmiechając się lekko i kiwając głową, jakby niedowierzał.
-Naprawdę nie jesteś zły?
-Zły? Zostaniesz darmową gosposią domową, masz cycki, ogólnie nieźle się prezentujesz, a po za tym lubię twój chaos i pierogi twojej mamy.- roześmiał się, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie wystawił mnie za drzwi, nie zbeształ i nie obraził się, jak to miał w zwyczaju gdy coś mu się naprawdę nie podobało.

Nie mogę spać, wiercę się, nasłuchuję każdego odgłosu, na każde stuknięcie rury reaguję wzdrygnięciem, aż w końcu wychodzę do kuchni zapalić. Ostre światło żarówki razi mnie, duszno i mi i ogólnie jakoś nieswojo, aż zastanawiam się nad przeszukaniem kurkowych szafek aby znaleźć jakieś tabletki nasenne. Nerwowo podskakuję, kiedy kładzie mi dłonie na ramiona i owiewa mój kark słodkim oddechem.
-Bartuś, idź już spać. Jutro trening.- wykrzywia się; wiem, że nienawidzi jak mu matkuję, ale czuję wyrzuty sumienia z powodu wejścia z buciorami w jego życie, a teraz jeszcze nie będzie przeze mnie spał, biedny.
Tabletek mi nie daje, bo ponoć ,,nie warto chemią organizmu faszerować’’, ale robi mleko z miodem i pozwala oprzeć głowę o swój bark.
Ma wahania humoru częściej niż baba w ciąży.

Mieszkanie z Kurkiem ma wiele wad, a mianowicie uwielbia śpiewać pod prysznicem, wszędzie zostawia przepocone koszulki, gdy wchodzi do domu, w Ameryce wiedzą że wrócił, bo tak trzaska drzwiami, że prawie przyprawia mnie o zawał każdego dnia i uwielbia się przytulać po treningu, kiedy cuchnie i przyklejam się do niego.
Nie odwiedzam Ulki, zmuszam ją do tego, żeby stała się częstym gościem w kurkowym mieszkaniu. Oboje patrzymy z niepokojem na jej rosnący brzuch, słuchamy opowieści o tym, jaki to Michał jest cudowny, jak o nią dba, że polubiła Oliwera, a ta szmata Dagmara wydzwania do niej z pogróżkami.
Nie czuję wewnętrznej potrzeby powiedzenia jej o tym, że za każdym razem jak widzę Winiarskiego na mieście, to jest z inną laską, przyklejoną do niego niczym taśmą.
Bartosz także twierdzi, że nie ma co jej niepokoić faktem, iż na treningach wciąż się zastanawia, jak udobruchać Dagmarę, oraz tym, że w czwartek byli na jakiejś romantycznej kolacji.
W ten sam czwartek, kiedy Dagmara pilnie musiała wyjechać służbowo do Warszawy, a Michał, dobry tatuś opiekował się synkiem.

Leżę, nasłuchując obracania klucza w zamku, trzasku drzwi, przekleństwa i próby dotarcia do łóżka; zachowuję się jak jakaś stara jędza, co chwilę sprawdzając godzinę i w myślach wyzywając Kurka od idiotów, że nie daje znaku życia. Nie jesteś jego matką Florentyno, ani nikim, kto miałby prawo go kontrolować.
W końcu doczekałam trzaśnięcia drzwi i, jak mu się wydaje, cichego kurwa. Uśmiecham się delikatnie i przymykam oczy, usiłując usnąć, lecz uniemożliwia mi to dziwne ugięcie się materaca, ciepło drugiego ciała oraz odór alkoholu przemieszany z wonią perfum.
-Kurek, co ty robisz? Zdurniałeś całkiem? Ja jutro idę pakować w różowe reklamóweczki ciuszki twoim ulubionym paniom.- warczę, usiłując zepchnąć go z łóżka, ale chyba odczuł to jako łaskotanie.
-A ja jutro będę umierał. A przed śmiercią chciałbym cię pocałować.
Nawet telewizor sąsiadki prowadzącej nocny tryb życia cichnie, wydaje mi się, że zamiera ruch na ulicy, nie słychać samochodów, nawet wody cieknącej rurą nie słychać. Nie szczeka pies sąsiada, dziecko z góry nie płacze, a mój przyspieszony oddech słychać za granicą.
-Jesteś pijany, idź spać.- dukam wreszcie, ale jemu to ani w głowie. Przysuwa się do mnie, opierając na łokciach i zakleszcza mnie w swoim uścisku. Po chwili jego usta są wszędzie, zrywa ze mnie za dużą koszulkę, służącą mi za piżamę, muska nosem moje piersi, a ja czuję się jak opętana. Zrywam z niego koszulę, obcałowuję jego tors, wodzę czerwonym paznokciem po barkach.
Gdy wchodzi we mnie, czuję dawkę niespodziewanej, ogromnej rozkoszy wypełniającej mnie po brzegi, oplatam go nogami, zostawiam krwawe pręgi na jego plecach. Głośno jęczę, co powoduje, że Bartosz rozkosznie się uśmiecha; natychmiast łączę jego usta ze swoimi, nie zastanawiając się nawet, co ja najlepszego robię. 

________
Nie umiem pisać scen erotycznych, przykro mi. A po drugie, to beznadziejnie plączę to wszystko

symfonia #3


-Co się tak gapisz? Mowę ci odjęło?- gniewnie prycham, chociaż doskonale wiem, że nie zasłużył sobie na takie zachowanie, jednak Michał obudził we mnie feministkę, o której do tej pory nie miałam pojęcia.
-A co mam zrobić? Nie mogę cię kopnąć, tak jak ty to zrobiłaś, bo zaraz będę damskim bokserem, a histeryzować mi nie wypada.- wzrusza ramionami a ja mam ochotę go rozszarpać za tą jego obojętność, dogryzanie i minę, jakby był panem i władcą świata.
-Dobra, odsuń się, idę to rozwiązać po mojemu.- nie robię nawet kroku, przytrzymywania przez te jego starannie wyrobione ramiona, a Kurko śmieje się z moich gróźb.
-Nie urwałabyś mi go, nie ma mowy.- wyrzuca między jedną salwą a drugą, sadowiąc mnie na fotelu pasażera i starannie przypinając pasami.
-A to niby czemu?- unoszę jedną brew, a tylko wzrusza ramionami, co nie wróży raczej nic dobrego.

Zadziwiająca jest troskliwość, którą mnie obdarza, kiedy sadza mnie na kanapie, uprzednio zrzucając z niej brudną bieliznę, robi mi zieloną herbatę w moim ulubionym kubku i pozwala mi oprzeć głowę na swoim ramieniu, czemu zwykle stanowczo się sprzeciwia, bo moje kłaki łaskoczą mu szyję.
-Bartuś, czego chcesz?- udawane oburzenie doprowadza tylko do tego, że gdy gestykuluje, herbata się wylewa, parząc mi udo, a jemu nadgarstek.
-Florentyna, zastanów się nad swoim życiem.- patrzę na niego zszokowana, bo cóż można chcieć od mojego życia? Nie ma nad czym ubolewać, zawsze mogło być gorzej.
-Ej, lubię się miotać między nie do końca umeblowanym mieszkaniem, a uczelnią na której żądają nieludzkiego wysiłku i naprawdę te stare baby z butiku da się przeżyć, trzeba tylko przymknąć prawe oko, zamknąć lewe i naprawdę nie mają aż tak obwisłych cycków i zmarszczek na czole. Dramatyzujesz, serio.
-Mój Boże, nawet bym cię siłą nie zmusił do kupienia porządnego łóżka, a nie tego wyświechtanego materaca. A po za tym wcale mi nie przeszkadza to, że nie mam w czym wypić kawy, bo akurat kubki są brudne. Możesz też do woli leżeć najebana i zgotować, bylebyś nie rzygała na moje niebieskie koszule. Białe bym ci wybaczył, ale nigdy niebieskie, to jest świętość, zresztą wiesz o tym.
-Do rzeczy.- warczę, bo nie w smak mi wspominanie wszystkich pijackich awantur, które mu wyrządzałam i aż mi go szkoda się zrobiło, a to mnie może zgubić, bo Kurko ewidentnie coś knuje.
-Powiesz Ulce o Winiarskim?
-No pewnie, najlepiej w walentynki, to już niedługo.- wzruszam ramionami, mając nadzieję że ta tępa dzida zrozumiała ironię w moim głosie. Przygryza wargę i przygląda mi się w milczeniu, jakby coś analizował, a ja dochodzę do wniosku, że kiedyś doprowadzi mnie do rozstroju nerwowego i zamkną mnie z psycholami.
-Tak myślałem. A nie pomyślałaś o tym, że jeśli Ulka będzie brnęła w zrobienie z niego perfekcyjnego tatusia, co jest prawdopodobne po jej wypowiedzi, to on będzie przyłaził do was, aż wreszcie, żeby zrujnować wam życie, powie jej o wszystkim?- zrobił zadowoloną minę, jakby odkrył Amerykę, a ja ku rozpaczy, musiałam mu tym razem przyznać rację. Dlaczego wplątany w dziecko, którego nie chciał i które spieprzy mu życie miałby siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak ktoś układa mu plan dnia, dorzuca nowe obowiązki i daje istotę, której nie chce, a powinien pokochać? Druga strona medalu jest taka, że nie żebym zarzucała Ulce brak asertywności, ale to więcej niż pewne, że ugnie się, zdecyduje na jakieś alimenty po kryjomu, nocami będzie płakać w poduszkę, a potem żałować do końca życia. Nie od dziś ją znam.
Ku mojemu zaskoczeniu, wstąpiła w nią jakaś nieznana energia, bo dzwoniąc do mnie, miała głos przepełniony nienawiścią i nakazała mi natychmiast wrócić do domu, bo jest ważna sprawa do omówienia.
Bartosz westchnął przeciągle.
-Rozumiem, że mam cię odwieźć?- ziewając niemiłosiernie zwlekł się na dół do auta, pomrukując i rzucając mi groźne spojrzenia, od których prawie padłam trupem.
Bez żadnych łez, papierosów smutnej muzyki, chusteczek i lodów waniliowych mówi mi o Florianie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem, a oni małżeństwem z kilkuletnim stażem. Bałam się zapytać, jak ona sobie to wszystko wyobraża i czy jest na tyle naiwna, że wydaje jej się, że Winiarski zostawi dla niej żonę; niestety wymknęło mi się, czego naprawdę szczerze pożałowałam, lecz ona ku mojemu zdziwieniu zamiast łkać w moje ramię, uśmiechnęła się pogodnie.
-Zostawi, nie zostawi. Czy to ma jakieś znaczenie? Najważniejsze jest to, że zmuszony będzie do uznania tego dziecka, a to już krok milowy.- nie chciałam jej psuć humoru, toteż miałam nic nie mówić.
-Ulka, wiesz że nie zmusisz go do miłości?- zapytałam, obejmując ją ramieniem i wyniośle ignorując miotającego się po kuchni Kurka; skrzywiła się, ale musiałam ją uświadomić, że ani prośbą, ani groźbą nie da się go nauczyć uczucia.
-Mnie może nienawidzić, ważne żeby Floriana kochał.- wzdycha ciężko, a ja prawie się wzruszam, że chce nazwać syna, który może się okazać córką jak ja, ale niemowlak podesłany przez wyobraźnię hamuje moją radość. Przecież one tylko wrzeszczą, jedzą i śpią. Nic po za tym.
Nie będę dla niego żadną miłą ciocią, raczej ohydną wiedźmą, która będzie zmuszona z nim przebywać. Nie polubimy się. I ta myśl sprawia, że się uśmiecham, bo to będzie chociaż nasza jedna wspólna cecha.
Użalanie się, spowiedź i zadymianie kuchni przerwał telefon Ulki.
Telefon który chyba zmienił wszystko w naszym życiu.
-Michał zaraz tu będzie. Żona się o wszystkim dowiedziała i wywaliła go z domu.- nie zwiedzie mnie jej bezbarwny ton, ponieważ doskonale wiem, że w duchu jest uradowana takim obrotem spraw; ja niekoniecznie. Nie uśmiecha mi się mieszkanie z Winiarskim pod jednym dachem, jego wielkie ego pałętające się tutaj, a po za tym to doskonały manipulator i zapewne przybywa tu w jakimś zbożnym celu i ma zamiar nas w nim wykorzystać.
O dziwo Bartosz siedzi cicho, zamiast tradycyjnie zacząć się śmiać, a jego mina nasuwa mi pewne podejrzenia co do nagłego olśnienia żony Michała, lecz siedzę cicho, a panika powoli ogarnia moje ciało.  On nie może dowiedzieć się, że znam się z Ulką, przed Ulką muszę ukryć, że z nim spałam, więc najlepiej znikać stąd, spróbować to jakoś załagodzić w ukryciu, a potem… potem czas pokaże.
-Widzisz Ula, też chciałam ci coś powiedzieć.- wybiegam z kuchni do swojego pokoju, wyciągając walizkę i wrzucając do niej wszystkie rzeczy walające się po podłodze; zbieram płyty, koszulki, swetry, bieliznę, zeszyty oraz ołówki. Zszokowani Kurko i Urszula przyglądają mi się a ja biorę głęboki wdech, w myślach wyzywam się od idiotek i wraz z wypowiedzianymi słowami marnuję ostatnią szansę na uniknięcie katastrofy.
-Wyprowadzam się.- Boże, jacy oni dopasowani; jednocześnie wybuchają śmiechem, a ja wynoszę bagaż do przedpokoju.
-Już dawno miałam ci to mówić, ale nie było okazji. Jesteśmy z Bartkiem parą i chcemy zamieszkać razem.
Wspaniale, i co teraz?
Gratuluję Florentyno idiotyzmu. 


__________

I oni i ja, jesteśmy zdrowo pierdolnięci. 

symfonia #2


-Zachowuj się jak facet, a nie stara histeryczka.- warczy na mnie, kiedy zrzucam porządkowane przeze mnie ciuchy z wieszaków, drżą mi ręce, a usta nerwowo zaciskają się w kreskę.
-To co twoim zdaniem powinnam zrobić? Udawać, że Winiarski się dla niej rozwiedzie z żoną, zapewniać że jest tą jedyną dla niego, zapewniać że wszystko się ułoży, czy może opowiedzieć jej o tym, że przeleciał pół Bełchatowa i wciąż liczy na jej naiwność?- wyżywam się na nim, ale tłumaczę sobie to tym, że prowokuje mnie, bo dla niego kumpel z drużyny, przyjaciółka i zakochana w nim Ulka to niezła zabawa i historia lepsza od brazylijskiej telenoweli; po za tym jego prześmiewczy tryb życia nie pozwala pozostawić mu tej sytuacji bez zgryźliwego komentarza.
-Może tak dla odmiany, powiesz jej prawdę?- unosi brwi i szczerzy się, jakby był dumny z zaproponowania tak wspaniałego wyjścia z sytuacji, lecz zastanawiam się, czy to nie kolejna kpina z jego strony, podsycana przez chorą wyobraźnię i wizję jakiegoś taniego dramatu, w którym zazdrosna Ulka mnie morduje, a Michał widząc moje ciało leżące bez ruchu, popełnia samobójstwo.
-Już lecę. Opowiem jej każdą noc, nie pominę żadnych szczegółów i będzie jak dawniej.- prycham gniewnie, a on mruczy, że chyba zbliża mi się okres, bo jestem tak strasznie nerwowa jak nigdy; nigdy nie zrzucam ciuchów z wieszaków, nie warczę na starsze panie zostawiające tysiące w tej tandetnej ciucharence i nie wychodzę co piętnaście minut na papierosa.
-Nie powinieneś być na treningu?- uśmiecham się przymilnie, składając w kostkę obrzydliwie różowy sweter, pakuję go do reklamówki i wręczam wyjątkowo szpetnej i wypięknionej staruszce, której perfumy przyprawiają mnie o lekkie mdłości.
-Miłe, że tak się o mnie troszczysz, ale właśnie skończyłem.- spogląda wymownie na zegarek, uśmiechając się do mojej ubóstwiającej go szefowej, a ja z westchnieniem idę rozebrać się z firmowej koszulki.
-Altruisto, nie wolałbyś spędzić tego wieczoru przed telewizorem, tylko biedny odwozisz do domu głupią pizdę histeryczkę?- jestem zjadliwa, palę w aucie, stukam pustą butelką w szybę, co go rozprasza i całą sobą pokazuję mu, że lepiej by było, gdybym wróciła do domu na piechotę.
-Nie chcę być weekendową rozrywką.- mruczy cicho, a ja zaskoczona odwracam głowę w jego stronę; spodziewałam się raczej burczenia, że jak mi coś nie pasuje, to mogę wysiąść i przedzierać się przez te zaspy do domu.
-No i co się tak gapisz?- to już było bardziej w kurkowym stylu, ale powiedział to nadzwyczaj delikatnie, a ja jeszcze bardziej wytrzeszczyłam oczy.
-Zastanawiam się kto cię podmienił.
-Florentyna, po prostu nie chcę zostawić cię samej z tym erotomanem Winiarskim i zakochaną w nim i głupiejącą przez niego Ulką, bo jedno z nich na głowie to już spory problem.- tak, to wyjaśnia jego zjadliwość i uszczypliwość wyzywanie mnie od głupich pizd i starych histeryczek.
Parkuje pod blokiem, a ja wyskakuję z auta, obawiając się kolejnych wyznań tego rodzaju i pędzę do góry; stojąc przed drzwiami mieszkania dziwnie się waham, a kurkowa ręka zatrzymuje mnie.
-Co znowu?- warczę zirytowana.
-Michał tam jest.- wtedy to słyszę wrzask i dźwięk tłuczonego szkła i zanim zdążyłam się zastanowić, co tak naprawdę robię, byłam już w środku, gdzie przy kuchennym stole siedziała odwrócona plecami Ulka i po jej drganiu zorientowałam się że cichutko szlocha, Winiarski natomiast zbierał resztki mojego ulubionego kubka i powoli wrzucał je do śmieci.
Kto pozwolił mu pić herbatę w moim ulubionym kubku, wrzeszczeć na Ulkę, palić w kuchni, kto pozwolił mu wtargnąć z buciorami do mojego życia?
Nie zauważyli mnie, a Bartek położył ostrzegawczo dłoń na moim ramieniu, jakby chciał powstrzymać mnie przed wtargnięciem tam.
-Michał to twoje dziecko i zaciągnę cię na testy DNA, żeby ci to udowodnić.- to strasznie dziwne, słyszeć głos Urszuli tak stanowczy i pełen odwagi, kiedy przez kilka dni wysłuchiwało się jej płaczu, jęków i wzdychania do Winiarskiego; Kurek zaciska palce na moim ciele, a ja uderzam go z łokcia w brzuch. Nie jestem idiotką, wiem jak może się skończyć wparowanie tam i próba zrobienia czegokolwiek.
-Nawet jeśli, to nieistotne. Mam żonę i dziecko, nie mogę tego zniszczyć.- cholerny, pieprzony egoista, potrafiący tylko fiuta włożyć, nie liczący się z konsekwencjami dureń. Miałam ochotę dać mu w twarz, ewentualnie pójść do jego miłości na zawsze Dagmary i jej o tym opowiedzieć, więc czemu stałam w miejscu?
Kurko wyciągnął mnie z dusznego przedpokoju i w milczeniu zeszliśmy na dół. Niczym w jakimś tanim dramacie oparłam się o jego samochód, oddychając ciężko i uświadamiając sobie, jakie życie potrafi być żałosne.
Nie życie, mężczyźni. Beznadziejnie przystojni mężczyźni, mamiący kobietę po to, żeby uzyskać trochę przyjemności, a potem zostawiający je na całe życie same z ogromnym problemem, którego żaden z tych mutantów nie jest w stanie zaakceptować i uważa ją za puszczalską, bo jak to, gdzie podziała męża, przecież sama sobie nie zrobiła dzieciaka.

_______

Wymyka mi się to spod kontroli, której nigdy nie miałam. Głupie błądzenie, narzekanie na mężczyzn, żałosne zachowania.
Jestem beznadziejna, ale obiecałam sobie, że skończę to opowiadanie, bo to strasznie duża część mnie. 

symfonia #1


Michał Winiarski uwodził, kusił, nęcił i prowokował, a jego ciało nakłaniające do grzechu było w moim posiadaniu niezliczony raz tej nocy; zostawiałam ślady po paznokciach na jego gładkich plecach, on robił mi malinki na szyi, pod nami było zmięte prześcieradło, a powietrze wlatujące przez otwarte okno ochładzało nasze rozgrzane ciała.
Błogostan przerwał Kurek, jak zwykle dzwoniąc w najmniej odpowiednim momencie, warcząc, że jak zwykle kamufluję telefon gdzieś pod stertą ubrań, a potem nie mogę go znaleźć i oznajmia, że ma problem.
Wzdycham ciężko, bo kurkowe problemy naprawdę bywają zmyślne i czasami mam ochotę roześmiać albo rozpłakać lub cisnąć w niego czymś ciężkim z wrzaskiem, żeby się opamiętał; mam dość szczegółów jego życia, dość zanurzania się w nieswojej historii i dość analizowania jego życia podczas bezsennych nocy.
-Zanim na mnie nawrzeszczysz, powiesz że jestem całkowicie beznadziejny, bo przerywam ci urocze sam na sam z Winiarskim i że nie będziesz na każde moje skinienie, to wyobraź sobie, że tym razem sprawa nie dotyczy mnie i mojego przerośniętego ego, tylko Ulki, bo od dwóch godzin dzwoni do mnie co pięć minut i płacze, bo ty nie odbierasz, a ja wszystko spieprzyłem, proponując jej seks na kuchennym blacie na pocieszenie.
Urszula rzadko płacze, chyba że stanie się coś naprawdę strasznego; kiedyś miałam ją za wrażliwą i delikatną, ale życie szybko weryfikuje pospiesznie wydane opinie o ludziach.
W pośpiechu zbieram bieliznę z podłogi, unikając palącego wzroku Michała. Wiem, że gapi się na moje nagie pośladki, że pożera wzrokiem moje piersi, patrzy na moje usta, przygryzając wargę. Zarzucam na siebie pogiętą koszulkę, wkładam spodnie, mruczę krótkie ,,wychodzę’’ i po chwili wdycham świeże powietrze. Odpalam papierosa, rozglądając się w ciemnościach, gdy nagle z piskiem opon czarne BMW hamuje tuż obok mojego uda. Wyrzucam fajkę i z sykiem ładuję się do auta.
-Używam lepszych perfum od niego.- mówi Kurko zamiast powitania, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
-Ostatnie dostałeś ode mnie na urodziny.- zauważam.
-Znów paliłaś, Florentyno.- wzdycha ciężko, teatralnie otwierając okno przy sobie i wymownie na mnie patrząc.
-Co u Ulki?
-Nie umiem pocieszać, a po za tym seks jest dobry na wszystko, a ty zawsze powiesz jej coś miłego, że przestaje płakać albo zabierasz ją na zakupy.- wzrusza ramionami, parkując pod blokiem.
Już na klatce czuć niemiły odór alkoholu przemieszany z dymem tytoniowym, a gdy otwieramy drzwi mieszkania, docierają do nas dźwięki najsmutniejszej piosenki Myslovitz i ciche łkanie. Ula siedzi w kuchni, wśród puszek po piwie, z butelką wódki w ręce i kotem na kolanach. Wygląda jak zmora, co nigdy dotąd jej się nie zdarzało; tusz płynący po policzkach, ukapana, brudna bluzka, niechlujnie potargane włosy i dziwne szramy twarzy to wierzchołek góry lodowej.
-Oh, Flora.- wzdycha ciężko, kiedy zauważa mnie spod przymkniętych powiek. Otwiera zachęcająco ramiona, a mi nie pozostaje nic innego, jak tylko ją przytulić. Kładzie głowę na moim ramieniu i szlocha, a ja przeczesuję ręką jej splątane włosy.
-Co się stało, Ulcia?- Kurek wyłącza zwodzącego Rojka i otwiera okno, wpuszczając do zadymionej kuchni świeże powietrze, a potem sadowi się na blacie, przyglądając się nam z zaciekawieniem, nic sobie nie robiąc z moich morderczych spojrzeń.
-Zakochałam się.- wyje, ukrywając twarz w dłoniach, a ja zastanawiam się, czy tym razem wybranek jej serca jest gejem, czy nie ma pojęcia o jej istnieniu; może to brutalne, ale zawsze tak było, że jej idealni faceci byli żonaci, zakłamani, pogubieni w życiu, mniej męscy ode mnie, skłonni do pedofilii, zoofilii, ewentualnie trójkącików albo zostawiali ją z powodu braku chemii po jednej nocy. Gdybym nią była, to też płakałabym rzewnymi łzami, bo gdyby okazało się, że kolejny wybranek woli kozy ode mnie, czułabym się co najmniej niekomfortowo.
Ulki nigdy nie wolno zmuszać do mówienia, bo im mocniej nalegasz, tym mniej rozmowna się staje. Bierze kilka wdechów, wyłamuje palce, spala papierosa, popłakuje cicho, nuci sobie jakąś ckliwą melodyjkę i zaczyna snuć opowieść o tym, że poznała go w barze, wydał się jej cudowny, jego oczy były oceanem w którym tonęła i w ogóle przy opisywaniu go zrobiła się bardzo rozmarzona i wylazła z niej prawdziwa wierszokletka, a sceny erotyczne przestawiała tak, że nie mogłam patrzeć na Kurka i jego rosnące podniecenie i już miałam zaproponować karierę pisarską, lecz przerwała i przeszła do części bardziej okrutnej, mianowicie do żony i synka.
Nie jest tak źle, zawsze przecież mógł gdzieś w szafce pod skarpetami trzymać porno dwunastoletnich chłopców.
-No dobra, a znam go?- zapytałam, rozprężona całkowicie, bo takie miłości zdarzały się jej średnio raz w miesiącu, dość szybko przechodziły i raczej nie cierpiała po nich na depresję.
-Michał.- wyłkała z miną cierpiętnicy, a ja szukałam w głowie Michałów z jej pracy, wydziału oraz kolegów, ale żaden z nich nie miał żony ani dziecka; po raz pierwszy modliłam się, aby moje podejrzenia nie były prawdą, tylko chorym wymysłem mojej wyobraźni. Lecz gdy pada nazwisko Winiarskiego, zakrywam twarz, a śmiech Kurka rozchodzi się po kuchni; zimny, pusty śmiech.  

_________
Nie jest już tak kolorowo, no nie?